piątek, września 22, 2006

Pasja się chowa

Środa, 20 września

2 Mch 7, 1-2.9-14
Mt 10, 17-22


Perykopy, które słyszymy podczas mszy, są w pewnym sensie ocenzurowane. Jak baśnie braci Grimm. Pomyślałem o tym, czytając lekcje ze środy. Opowieść o cierpieniu Machabeuszów szokuje może bardziej niż Pasja Gibsona. Bo kto by się spodziewał znaleźć w Biblii takie oto słowa?
[król] rozkazał temu, który przemawiał [...], obciąć język, ściągnąć skórę z głowy i obciąć końce członków, na oczach pozostałych braci i matki. Gdy był on już całkiem bezwładny, rozkazał go sprowadzić do ognia, bo jeszcze oddychał, i smażyć na patelni. Gdy zaś swąd z patelni szeroko się rozchodził, [pozostali bracia] wzajemnie razem z matką napominali się, aby mężnie oddać życie.
I podobnie w Ewangelii: Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia (Mt 10, 22a).

Obuchem w łeb... Czemu takich czytań nie ma w kościele, czemu tego fragmentu nie słuchamy podczas mszy? Może po to, aby uniknąć zgorszenia; w końcu w nabożeństwach uczestniczą także dzieci. (I kobiety — dodałby szowinista. Ale szowinistom, rzecz prosta, mówimy stanowcze NIE!). A i niejeden dorosły mógłby być zszokowany, słysząc takie słowa podczas liturgii. Do tego dochodzą ograniczenia czasowe — perykopy liturgiczne są naprawdę krótkie.

Jakakolwiek byłaby przyczyna, ta "cenzura" powinna zwrócić naszą uwagę na prawidłowość ogólniejszą: podczas samej Eucharystii nie usłyszymy bardzo wielu rzeczy. Oto dlaczego tak istotna jest samodzielna lektura Biblii i przygotowanie do Mszy Świętej. Odpowiednio wczesne zapoznanie się z tak zwanym kontekstem bliższym czytań mszalnych — którym często będzie cały rozdział, a może i rozdziały sąsiednie — powinno pomóc spojrzeć na Słowo Boże w inny, chyba dojrzalszy sposób. Sam nieraz muszę to sobie powtarzać, zwłaszcza że zdecydowanie za często moje przygotowanie do liturgii sprowadza się do przekartkowania Biblii na piętnaście minut przed mszą, żeby tylko wiedzieć, co usłyszę albo (to jeszcze gorsze) co sam będę czytał. A przecież chyba nie o to chodzi...

4 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

MĘSKI szowinista

niedziela, września 24, 2006 8:10:00 PM  
Blogger Staszek said...

A są żeńscy? :) A może są, tylko nazywają się "feminiści"? ;-)

poniedziałek, września 25, 2006 3:52:00 PM  
Blogger Wojtek said...

Ja nie mogę śię zmusić, żeby choćby po mszy wrócić do czytania...ech, czernieję już w locie...

Ale może ten blog mnie do czegoś zmobilizuje.

niedziela, października 01, 2006 1:35:00 AM  
Blogger Staszek said...

Mnie, jak widać, blog niniejszy też nie mobilizuje tak, jak bym chciał... Ale zawsze coś. W każdym razie jeśli się przyda, będę wniebowzięty (przynajmniej metaforycznie).

niedziela, października 01, 2006 1:43:00 AM  

Prześlij komentarz

<< Home