czwartek, listopada 02, 2006

Cuda i Jan Chrzciciel

Poniedziałkowy krąg biblijny poświęcony był — uwaga — całym trzem wersetom z Ewangelii wg św. Marka (Mk 1, 9-11). Wprawdzie pierwsze pół godziny zajęło podsumowanie poprzedniego spotkania (na którym mnie zresztą nie było, więc z chęcią wysłuchałem), przy czym i tutaj nie obeszło się bez pytań — ale potem i tak przez godzinę dyskutowaliśmy żywo i bynajmniej nie udało się nam wyczerpać materiału. Tak — rozmowy o tym, co piękne, mądre i ważne, to może najlepszy czas, jaki można spędzić na studiach... Ale wróćmy do tematu.

Kontrowersyjne pytanie: jak to było z głosem Ojca przemawiającego do Jezusa? Czy słyszał go tylko On, czy wszyscy zebrani dookoła? Wbrew pozorom nie jest to takie oczywiste. Jeżeli bowiem słyszeli wszyscy (możliwość pierwsza), to dlaczego na nikogo to nie wpłynęło? Owszem, to nie jedyny cud w Ewangeliach, ale takich FX-ów jak rozwierające się niebo nie było nawet w Dniu Niepodległości. Jak to możliwe, że cała Palestyna od razu nie uwierzyła, skoro ludzie usłyszeli głos z nieba?

Z drugiej jednak strony — ktoś to przecież musiał zobaczyć, abyśmy my potem mogli o tym przeczytać w Piśmie Świętym. Można ewentualnie założyć, że Marek (tak jak i inni ewangeliści) dowiedział się o tym wszystkim nie bezpośrednio i nie od świadków, ale dzięki wizji zesłanej mu przez Boga; rozwiązanie takie nosi jednak znamiona deus ex machina. Czemu Bóg miałby podyktować akurat ten fragment Biblii, a pominąć sto czterdzieści tysięcy innych?

Być może ci, co słyszeli, szybko zaczęli sobie tłumaczyć, że tak naprawdę nic takiego się zdarzyć nie mogło. Ci, którzy potem z nimi rozmawiali (i których może usiłowano przekonać), tym bardziej mieli powody do powątpiewania — oni wszak sami tego nie doświadczyli. Być może było też tak jak u Jana (J 12, 28-29): jedni zrozumieli słowa, inni usłyszeli jedynie grzmot. Otwiera się tutaj problem postrzegania Bożego działania w świecie. Jak często dzieje się tak, że nie potrafię zobaczyć tego, co uczynił Bóg? I jak często to właśnie Jemu przypisuję odpowiedzialność (winę?) za własne (i cudze) błędy, grzechy, niedopatrzenia?

Nieco dygresyjnie poruszmy kolejne ważne zagadnienie: gdyby wyznanie Jezusowi synostwa przez Ojca było przeznaczone tylko dla Chrystusa i dla nikogo innego, to można by się zacząć zastanawiać, komu to na co właściwie było potrzebne. Czyżby Jezus nie był wówczas w pełni świadom swojej roli i swojej boskości, czyżby potrzebował utwierdzenia? W kilku miejscach Ewangelii (cud w Kanie Galilejskiej, modlitwa w Ogrójcu u św. Jana) odnajdziemy fragmenty, które pozwalają całkiem poważnie rozważać to pytanie: Czy były chwile, w których Jezus wątpił?

Inny problem: jak dalece można się posunąć w przenośnym pojmowaniu cudów biblijnych, zwłaszcza tych ewangelicznych? Gdzie jest granica między przenośnią a rzeczywistym wydarzeniem? Jak rozróżnić, na co w Biblii wpłynął rodzaj literacki, a co odzwierciedla realne cuda? Podobno (podaję za ojcem Wojciechem Prusem) jest taki dowcip egzegetyczny: "Przychodzi anioł do Maryi i mówi: Nie bój się, jestem rodzajem literackim". Gdzie jest granica?

Co więcej, u innego ewangelisty (Mateusz 3, 17) mamy wyraźną trzecią osobę: Ten jest mój syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Inna rzecz, że nie mam pojęcia, jak to będzie po grecku, więc ten fragment jeszcze nie rozstrzyga mi jednoznacznie, że Bóg nie mówił tylko do Jezusa.

Jednoznacznej odpowiedzi oczywiście nie daję, choć przyznam uczciwie, że bardziej prawdopodobny (przy założeniach, któreśmy powzięli jako wierzący chrześcijanie) wydaje mi się wariant "realny", z rzeczywistym cudem.

Warto także pomyśleć chwilę o Janie. Zastanawiająca to bowiem postać. Krewny Jezusa, może towarzysz Jego dziecięcych zabaw (rodzina Elżbiety do Syna Maryi miała wszak niedaleko), ostatni prorok, człowiek świadomie umniejszający się po to, by Bóg wzrastał. Co czuł, oddając pierwszeństwo Chrystusowi, przekazując mu swoich wychowanków? Był przecież starszy, mógł się unieść wyższością... Jakiejż to musiało wymagać mocnej wiary! A jeszcze inaczej: jak mógł się czuć człowiek, który chrzcił Boga?

4 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

(nie na temat) Podziwiam Cię, że masz siłę pisać o 1.23 AM :)

poniedziałek, listopada 06, 2006 11:07:00 PM  
Blogger Staszek said...

Wtedy się właśnie najlepiej pisze! Cisza, spokój... A żeby było jesczze śmieszniej, dodam, że blog wyświetla najprawdopodobniej godziny rozpoczęcia pisania postów, a nie ich zakończenia.

wtorek, listopada 07, 2006 1:38:00 PM  
Blogger Wojtek said...

Właśnie - te godziny często mnie ratują w długie angielskie noce...

O Janie - cóż, jest powiedziane, że był największym spośród synów ludzkich - może dlatego, że przed wszystkimi uwierzył w boskość Chrystusa, że pierwszy przepowiedział i rozpoznał w nim Mesjasza? (może ten fragment jest nie po to by umniejszyć Jana (jak mi się pierwej wydawało), ale po to, aby ukazać wielkość Dzieci Bożych?)

Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli - może przede wszystkim chodziło o Jana (w opozycji do Tomasza?)

wtorek, stycznia 02, 2007 12:06:00 AM  
Blogger Staszek said...

Nie wiedziałem tego, że Jan został ogłoszony największym. Z wrodzonej ciekawości wyszukałem stosowny fragment w Biblii przy użyciu internetu. Cały tekst wydaje się wart zacytowania (Łk 7, 24-28):

24 Gdy wysłannicy Jana odeszli, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: «Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze?

25 Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w pałacach królewskich przebywają ci, którzy noszą okazałe stroje i żyją w zbytkach.

26 Ale coście wyszli zobaczyć? Proroka? Tak, mówię wam, nawet więcej niż proroka.

27 On jest tym, o którym napisano: Oto posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę.

28 Powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana. Lecz najmniejszy w królestwie Bożym większy jest niż on».

29 I cały lud, który Go słuchał, nawet celnicy przyznawali słuszność Bogu, przyjmując chrzest Janowy.

30 Faryzeusze zaś i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego.



Bardzo istotny wydaje się ten trzydziesty werset (choć związany z innym zagadnieniem).




Ciekawe to, co piszesz. Rzeczywiście może tutaj chodzić bardziej o wielkość Jana niż o jego uniżenie. Chrześcijański optymizm, pozytywna wiara w człowieka (przeciwstawiana pesymizmowi Lutra i Kalwina co do natury ludzkiej, tak ja go ujmuje Fromm)?



Jan i Tomasz. Również interesujące, ale czy mógłbyś znaleźć jakiś dodatkowy kontekst, który by na to wskazywał?

środa, stycznia 03, 2007 5:45:00 PM  

Prześlij komentarz

<< Home