O Piśmie Świętym

niedziela, października 29, 2006

Istotna informacja praktyczna

Dopiero dzisiaj odkryłem, że na Polskiej Stronie Biblijnej (link w lewej kolumnie blogu) można się wkliknąć w wykaz siglów na dany dzień (prawy górny róg) i od razu pojawiają się wszystkie stosowne czytania. Takie Stoliczku-Nakryj-Się. Polecam!

Płaszcz

Inspirująca myśl księdza Tomasza Mateckiego, który wygłaszał dziś homilię na jednej z mszy w mojej parafii (wiele z tego, co poniżej, jest właściwie zrelacjonowaniem tej homilii): czy zwróciliście uwagę (ja nie) na to, że niewidomy, nim przyszedł do Jezusa, zrzucił z siebie płaszcz. Na pozór nic nadzwyczajnego; po co w ogóle ewangelista o tym pisze? Ale pomyślmy o tym, że ten płaszcz był dla Bartymeusza właściwie wszystkim. Cóż więcej może posiadać niewidzący żebrak? A jednak Bartymeusz to odrzucił. Przypadek? Spieszył się tak, że zapomniał zabrać? Nie: zrzucił. Przy okazji możemy przypuszczać, że otaczający go ludzie (ci sami, którzy tak elastycznie reagowali na rozwój sytuacji) swoich płaszczy bynajmniej się nie pozbyli.

Pamiętacie naszego zasmuconego młodzieńca? Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że opowiadający o nim fragment również pochodzi z Ewangelii św. Marka, co więcej — z tego samego rozdziału! (Mk 10, 17-22). Czy między owym młodzieńcem a niewidzącym Bartymeuszem, między odejściem do majętności a odrzuceniem płaszcza, między dwoma odmiennymi wyborami — nie odnajdziemy czegoś, co pozwoli nam głębiej zrozumieć oba fragmenty Ewangelii? A fragment o służbie (Mk 10, 41-45) — czy i w nim ten kontekst nie odkrywa nowego znaczenia?

Przy okazji zauważmy, że Jezus nie mówi uczniom: "Odrzućcie wszelką myśl o wielkości! Przeznaczeniem człowieka jest marność i małość!"; nie, On mówi: "Pragniecie wielkości? Dobrze. Zatem nauczcie się służyć". Cóż za przewartościowanie... Miłość — niewolnictwem? (przy tej okazji z kolei zaocznie dziękuję za zeszłotygodniową homilię ojcu Pawłowi Gużyńskiemu).

Rolę kontekstów w Biblii doprawdy trudno przecenić...

sobota, października 28, 2006

Słowo na niedzielę

Jr 31, 7-9
Ps 126
Hbr 5, 1-6
Mk 10, 46-52


Czasami w Biblii najciekawsze, najbardziej intrygujące są niedopowiedzenia. Kiedy na przykład młodzieniec pytający Chrystusa, co ma zrobić, aby osiągnąć życie wieczne, odchodzi zasmucony po uzyskaniu odpowiedzi — ma bowiem wiele majętności — nie wiemy, co się z nim dalej stało. Był przecież zasmucony, a zatem nauka Jezusa musiała być dla niego czymś wartościowym. Może odszedł tylko po to, by wszystko przemyśleć, a potem powrócić. Może warto wierzyć, że jednak wrócił.

A wracając do jutrzejszej Dobrej Nowiny: niekiedy trudno wyznaczyć granicę między niedopowiedzeniami a subtelnymi szczegółami, odcieniami, które można skutecznie wyinterpretować z uważnej lektury. I ja nie będę tej granicy dziś przeprowadzał, natomiast chciałem zwrócić Waszą uwagę na zastanawiające zachowanie ludzi towarzyszących niewidomemu. Najpierw Wielu [z nich] nastawało na niego, żeby umilkł (Mk 10, 48); później wszakże, kiedy Jezus przystaje i każe go zawołać, otaczający Bartymeusza ludzie nagle stają się doskonale życzliwi. Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię (Mk 10, 49). Nie muszę mówić, że jeśli to ci sami ludzie — a wiele na to wskazuje — to ich nagła transformacja moralna wygląda na grubymi nićmi szytą.

Inny moment. Co mówi Jezus po uleczeniu Bartymeusza? Idź, to jest Jego pierwsze słowo. (Bądź Wierny/ Idź...). I jak czytamy, uzdrowiony rzeczywiście szedł za Nim drogą (Mk 10, 52). Znowu — nie wiemy, jak daleko doszedł i jak się zachował w Jerozolimie; jest jednak charakterystyczne, że konsekwencją uzdrowienia stała się także przemiana duchowa, metanoia, zasadnicza zmiana sposobu myślenia [żebym przejrzał (Mk 10, 51)] i trybu życia. Biblijne uleczenia nie są dokonywane just like that; one mają głębszy sens, pokazują, jak dzięki dotykowi Chrystusa przemienia się cały człowiek.

(W tym miejscu można przypomnieć, czemu Kościół jest tak sceptyczny wobec wszelkich form bioenergoterapii: uzdrowienie ciała to nie wszystko, jest jeszcze dusza, a czy i tej pomaga taka forma leczenia? Jeśli wierzyć kościelnemu nauczaniu — raczej nie bardzo...).

środa, października 18, 2006

Zmiana konwencji

Wygląda na to, że przyszedl czas na zmianę konwencji. Nie jestem już w stanie zamieszczać tutaj dluższych, systematycznych postów; z samym czytaniem Biblii też niestety ostatnio nietęgo. Będzie zatem mniej systematycznie, a bardziej impresyjnie.

Zapisalem się do takich, co wspólnie rozmawiają o Biblii. W poznańskim duszpasterstwie akademickim ojców dominikanów (poniedzialek, godzina 20 — zapraszam!) odbywają się spotkania prowadzone przez o. Wojciecha Prusa (lub, w zastępstwie, przez brata Michala), poswięcone (przynajmniej obecnie) wspólnemu rozważaniu Ewangelii sw. Marka i dyskusji nad nią. Czytamy jeden rozdzial tygodniowo. W rozmowach pojawia się wiele interesujących wątków, o których chialbym tutaj od czasu do czasu opowiedzieć. Jako się rzeklo, nie będzie to żaden systematyczny wyklad; mam jednak nadzieję, że i dla Was to, co wynoszę z dyskusji, może się okazać ciekawe.

Oto na przyklad uzdrowiwszy paralityka (Mk 2, 1-12), Jezus mówi mu: "Weź swoje loże i chodź". Nie mówi: "Zostaw wszystko i rozpocznij nowe życie". Może to znaczyć (oprócz morderczo pragmatycznego wytlumaczenia, że loże zabieralo miejsce, w którym mogli się znaleźć inni fani Chrystusa), iż uzdrowienie nie jest przekresleniem dotychczasowego życia. To loże mogloby także być symbolem pamięci: pamiętaj, czlowieku, o tym, co mialo miejsce w Twoim życiu, zanim On cię uzdrowil.

Przy okazji można przypomnieć, że w tamtej kulturze ulomnosć fizyczna byla często traktowana jako widomy znak grzesznosci — jesli nie samego nieszczęsnika, to jego przodków. To daje nam dodatkowy splot uzdrowienia fizycznego z duchowym.

Pojawia się również następujący problem: czy te uzdrowienia są rzeczywiste, czy też mialyby być jedynie symbolami? Nie jest to proste pytanie, a na jego rozwinięcie brakuje mi teraz wiedzy i czasu; być może wypadnie mi jeszcze kiedys (kiedys...) do niego wrócić.

poniedziałek, października 02, 2006

Aniołowie, opieka, pokora, Hiob

Wj 23, 20-23
Ps 91
Mt 18, 15.10

lub

Hi 1, 6-22
Ps 17
Łk 9, 46-50


Bardzo zwięźle i wyrywkowo — czas już na niewiele pozwala.

Dziś dzień Aniołów Stróżów. Obrazy aniołów w Biblii uwydatniają Bożą pieczę nad nami. Opowiada o tym Psalm Dziewięćdziesiąty Pierwszy [do którego — ciekawostka, odwołuje się szatan podczas kuszenia na pustyni (Ps 91, 11n; Mt 4, 6n)]. Z kolei w Psalmie Siedemnastym ukazana jest ogromna ufność w miłosierdzie Boga i Jego troskę o nas. Ten psalm mógłby być dosłowną wypowiedzią Hioba.

Właśnie: Hiob. (Uderzyło mnie kiedyś, że w Piśmie Świętym bezpośrednio po Księdze Hioba następują Psalmy...). Pojawienie się tej postaci właśnie w tym kontekście (czytania z księgi będą nam towarzyszyć przez cały najbliższy tydzień) jest bardzo znamienne... Bogaty materiał do przemyśleń.

Ewangelie kontynuują myśl z niedzieli: jeżeli mamy być zdolni do prawdziwego miłosierdzia, warunkiem sine qua non jest pokora. Można spędzić całe życie na pomaganiu innym i jednocześnie być nieskończenie odległym od miłości...

Skąd biorę konteksty

Parę słów o tym, skąd czerpię sigla biblijne — konteksty, do których się odnoszę. Otóż nie jest rzeczą częstą, by pochodziły one z mojego własnego doświadczenia (choć i to ma czasem miejsce). Zazwyczaj staram się po prostu o dokładną lekturę przypisów podawanych w Biblii Tysiąclecia. Niekiedy też drążę dalej, sprawdzając z kolei przypisy do fragmentu, do którego dopiero co zostałem odesłany.

Nieocenioną pomocą jest także Google (to dopiero postmodernizm...). Jeżeli pamiętam przybliżone brzmienie stosownego fragmentu Biblii, ale nie wiem, gdzie go szukać, to wpisuję w wyszukiwarkę i za chwilę już mam.

Wszystko to, oczywiście, na miarę możliwości czasowych (a te, niestety, zaczęły się właśnie gwałtownie kurczyć).

niedziela, października 01, 2006

Tydzień Miłosierdzia

Lb 11, 25-29
Ps 19
Jk 5, 1-6
Mk 9, 38-43.45.47-48


Dziś w Kościele rozpoczyna się Tydzień Miłosierdzia. Z tej okazji Pan Bóg postanowił dać nam w mordę i wyraźnie powiedzieć na dobry początek, czym miłosierdzie nie jest.


Sytuacja pierwsza (Księga Liczb)

Dwóch starców prorokuje w obozie, na widoku ludu, zamiast w namiocie. Owo prorokowanie jest widać wyjątkowo spektakularne, ponieważ rychło zwraca uwagę Jozuego. Onże przychodzi do Mojżesza z radą, by ten niezwłocznie spacyfikował delikwentów. Ale Mojżesz odmawia: Czyż zazdrosny jesteś o mnie? Oby tak cały lud Pana prorokował (Lb 11, 29). Mylił się bowiem chłopak (o Jozuem mowa), gdy sądził, że wzmiankowany wyczyn wyrządzi szkodę Mojżeszowi (jego reputacji?). Postawę tego ostatniego powtórzy później Jan Chrzciciel: Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał (J 3, 30).

Mojżesz był mentorem Jozuego, może także jego przyjacielem. Ale miłosierdzie nie jest wyłączną dbałością o dobro przyjaciela. Wydaje się, że w każdym człowieku (zwłaszcza w tych maluczkich) tak samo powinniśmy dostrzegać Chrystusa. Tylko jak to pogodzić z tym, co naszemu sercu dyktują więzi zadzierzgnięte wcześniej z innymi ludźmi? Czy jest coś nienaturalnego w tym, że na prośbę przyjaciela odpowiem chętniej, niż gdyby zwrócił się do mnie ktoś zupełnie mi nieznany...?


Sytuacja druga (Psalm Dziewiętnasty)

Wersety 13 i 14:

Kto jednak dostrzega swoje błędy?
Oczyść mnie od tych, które są skryte przede mną.
Także od pychy broń swojego sługę,
niech nie panuje nade mną!


Pycha. Najgorszy z grzechów. Przekonanie o tym, że jest się kimś lepszym niż inni. Właśnie ono zawiodło Lucyfera w głąb otchłani. Trzeba uważać na to, aby i w tym, co powinno być miłosierdziem, nie zalęgły się ziarna pychy. Aby nie przejść przez litość do politowania.


Sytuacja trzecia (Ewangelia)

Jeden z księży w mojej słupeckiej parafii podczas którejś ze swych homilii zwrócił uwagę na to, że na dobrą sprawę właściwa kolejność czytania lekcji powinna być następująca: najpierw Stary Testament (który ukazuje jakieś zdarzenie, postać, postawę, problem), później Ewangelia (przedstawiająca wypełnienie tego, co miało miejsce wcześniej, w słowach i życiu Chrystusa), a dopiero potem czytanie z Listów Apostolskich. Podczas mszy umieszcza się jednak Ewangelię pod koniec liturgii słowa, aby podkreślić jej znaczenie. Ale my nie jesteśmy tutaj związani tym ograniczeniem, możemy zatem rozważyć dzisiejsze czytania w nieco innej kolejności niż zwyczajowa.

Co się dzieje u Marka? Jeden z apostołów, i to nie byle który, bo sam Jan, powiadamia Jezusa o pewnym zajściu. Oto razem z innymi uczniami zakazał wyrzucania złych duchów człowiekowi, który nie podąża za Chrystusem tak jak oni. Jezus odpowiada natychmiast: Przestańcie zabraniać mu [...]. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, jest z nami. I dalej przechodzi do słynnej mowy o odcinaniu rąk, nóg i wyłupianiu oczu. Możemy się domyślać, że gani uczniów... Ale za co?

Istotnych wskazówek dostarcza nam paralelny fragment Mateusza (18, 10): Baczcie, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych. Pogarda. Nieodrodna siostra pychy. Można czynić wiele dobra, a jednocześnie być człowiekiem dumnym i wynoszącym się ponad innych. Nie taki przykład powinien dawać chrześcijanin, a jeśli jednak daje — sprzeniewierza się cnocie pokory i rzeczywiście może być powodem zgorszenia i grzechu. Iluż to ludzi odeszło od Kościoła przez pychę wyznawców Chrystusa, zwłaszcza tych wysoko postawionych — i często bardzo szczodrze obdarzonych talentami...


Sytuacja czwarta (List św. Jakuba)

A teraz wy, bogacze, zapłaczcie wśród narzekań na utrapienia, jakie was czekają (Jk 5, 1). U Łukasza (6, 24) przeczytamy: biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Plus wielbłąd. Czy tutaj chodzi jedynie o bogactwa materialne? A może właśnie o te dary i zdolności [czymże są wszak talenty ziemskie w obliczu miłości, której doświadczymy w niebie, a jej zadatek możemy odnaleźć już na ziemi: Lecz wy starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą (1 Kor 12, 31)], które wykorzystujemy dla samych siebie, a jeśli już czynimy z nich użytek dla dobra bliźnich, to w mniej lub bardziej dyskretny sposób wywyższamy przy tym samych siebie? Odpowiedzialność: komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie (Łk 12, 48). Oto dlaczego nie powinna wiedzieć lewica, co czyni prawica (chociaż w bieżącej sytuacji politycznej nie jest to może najszczęśliwsze przytoczenie).


Zapewne w najbliższym tygodniu dowiemy się więcej o tym, czym miłosierdzie jest. Ale i z tego, czym nie jest, warto pewnie zdawać sobie sprawę.


Oczywiście wszystko, co napisałem wyżej, to tylko jedna z wielu możliwych interpretacji, na pewno nie najwłaściwsza... Taki już jednak urok tego blogu.